Terapeutyczne właściwości pływania

Jan Szczepaniak pokazuje, jak niezależnie od wieku można zmienić życie, ciesząc się aktywnością fizyczną, która otwiera na ludzi i świat. Jego opowieść to coś więcej niż sportowa przygoda – to dowód na to, że woda może być terapią, ratunkiem i źródłem siły w walce z depresją, wypaleniem i uzależnieniami. W wywiadzie Janek opowiada o swoich pierwszych próbach morsowania, które zaczęły się jeszcze w dzieciństwie, o sportowych wyzwaniach, które stawiały go na podium, ale przede wszystkim o drodze, jaką przeszedł, by odnaleźć równowagę psychiczną i motywację do działania.
Pływanie open water, zimowe i morsowanie
Pływasz open water również zimowo, czyli w wodzie o temperaturze kilku stopni, a także morsujesz. Skąd pomysł na taką aktywność?
Morsować zacząłem nieświadomie już w szkole podstawowej, gdy z bratem pływaliśmy po rzece na krach lodowych i zdarzało się wpaść do wody.
Świadome morsowanie
Świadome wchodzenie do lodowatej wody zaczęło się u mnie przypadkowo. W 2016 roku trenowałem kung-fu. Usłyszałem, jak koledzy po treningu umawiają się na poranne morsowanie w niedzielę. Zaciekawiło mnie, jak oni to zrobią przy temperaturze powietrza wynoszącej -15°C. Pomyślałem: „Skoro oni potrafią wskoczyć do zimnej wody, to i ja dam radę”. Pół godziny wyrąbywaliśmy przeręble. Słuchałem uważnie instrukcji, co się wydarzy i jak mam się zachować. Na co dzień nie chodzę w czapce, ale do morsowania włożyłem nakrycie głowy, bo – jak mi powiedział instruktor – przez głowę ucieka najwięcej ciepła. Rękawice też obowiązkowo, a buty najlepiej neoprenowe.
Rozgrzaliśmy się przed wejściem do wody, a potem weszliśmy po szyję do przerębla na 1,5 minuty. Oddech momentalnie mi odcięło, ale szybko się uspokoiłem, znając techniki oddechowe z jogi. Nie miałem butów, a szmaciane rękawice zamoczyłem już w czasie wchodzenia. Po wyjściu z wody minutowa przebieżka z wymachiwaniem rąk i drugie wejście na 1,5 minuty.
Mimo że miałem luźne ubranie, ciężko było się ubrać po morsowaniu, bo palce u rąk były bez czucia. Butów nie było szans zasznurować, więc tylko wsunąłem je na nogi i szybko maszerowałem do samochodu. Czułem, jak po kręgosłupie rozchodzi się dziwne ciepło. W samochodzie lekkie drżenie ciała. Po 10 minutach byłem przy drzwiach mieszkania, które otworzyłem z dużym trudem, bo drżenie całego ciała znacznie się nasiliło. Ręce polewałem zimną wodą, aby czucie w palcach wróciło. Około pół godziny wracałem do normalnej temperatury ciała.
Inspiracja do zimowego pływania
Fantastyczne doświadczenie, którym się zaraziłem. Końcem stycznia dowiedziałem się, że istnieje klub tyskich morsów i z okazji WOŚP na rynku rozłożą basen, do którego będą wchodzić, aby gapie chętniej wrzucali pieniądze do puszek Owsiaka. Spodobała mi się ta inicjatywa i pomyślałem, że muszę tam wpaść zamorsować, jak tylko wrócę z nart. Dotarłem na rynek nieco spóźniony. Mieli już spuszczać wodę z basenu, ale zgodzili się, abym jeszcze wskoczył do wody – i tak wstąpiłem do Klubu Tyskie Sinice.
W klubie dowiedziałem się, że kolega wybiera się na Trzy Stawy w Katowicach, by wziąć udział w zawodach zimowego pływania. Rok wcześniej zaczął pływać na 100 m, a teraz chciał na 250 metrów, więc ja też się zapisałem na 250 metrów, bo pomyślałem: „Skoro on potrafi, to ja też”. Okazało się, że lepiej mi poszło niż koledze, choć wcześniej nie przepłynąłem nigdy w zimnej wodzie nawet 100 metrów.


Terapia zimnem – nie tylko ciała, ale i duszy
Kontakt z zimnem jest dla wielu osób terapeutycznym doświadczeniem. Jak jest w Twoim przypadku?
Znam wiele osób, które mówią, że w życiu by nie weszły do zimnej wody. Jednak większość, kiedy spróbuje, to najczęściej kontynuuje morsowanie i zauważa wiele pozytywnych zmian zdrowotnych. Kilku moich znajomych nie ukrywa, iż znaleźli w obcowaniu z zimnem zbawienne korzyści zdrowotne. Porzucili nałóg alkoholowy, wydostali się z depresji czy – tak jak ja – radzą sobie z zaburzeniem dwubiegunowym.
Jak zimno zmieniło moje życie?
Byłem dwukrotnie hospitalizowany z powodu CHAD, gdyż wpadałem w ciężką depresję po hipomanii. W 2019 roku zostałem wypisany ze szpitala, ale na lekach byłem ospały i depresyjny. Było mi bardzo zimno i nie umiałem się przemóc do morsowania, bo depresja wracała i wstydziłem się przyznać, że mnie pokonuje. Środowisko morsów znało mnie z tego, że wskakuję do wody bez neoprenów i robię resety.
Pod koniec października miał się rozpocząć sezon morsowania, a ja nie potrafiłem wstać z łóżka po 10–12 godzinach snu. W sobotę padał deszcz i było pochmurnie. Pomyślałem, że jeśli w niedzielę też tak będzie, to może rozpoczęcie przeniosą o tydzień i tyle będę miał spokoju z myślami, czy dam radę. Niedzielny poranek był słoneczny i wypadało się pojawić na molo. Cały czas zmagałem się z ospałością, więc zaplanowałem, że zamorsuję, jakoś to przeżyję i szybko wrócę do łóżka spać dalej, byle mieć to za sobą i nie tłumaczyć się z tego, co mi dolega.
Spotkałem się z radosnymi osobami, które świętowały rozpoczęcie sezonu. Zapomniałem o swoim planie, wszedłem do wody i – jak to miałem w zwyczaju – po kilku minutach przed wyjściem zanurzyłem się z głową. Wróciłem do domu i wydarzyło się coś niesamowitego – odeszła mi chęć ucieczki do ciepłego łóżka!
Działaj rozważnie, konsultuj z lekarzem
Wróciła chęć do życia i działania! W poniedziałek umyłem okno w dużym pokoju, które od półtora roku nie było myte i już się cieszyłem, jak będzie pięknie, gdy we wtorek umyję pozostałe okna. Mam niewielki ogródek, bo mieszkam na parterze w bloku, ale w ogródku też nie byłem od roku lub dłużej.
Po wysprzątaniu mieszkania wziąłem się za swój teren na zewnątrz i w kilka dni nabrał blasku, choć była już jesień. Z radością chodziłem na kolejne spotkania morsów.
Od wielu lat uczęszczam również raz w miesiącu na spotkania osób po kryzysie psychicznym, prowadzone przez zaprzyjaźnioną psychiatrę. Po konsultacji powoli zmieniałem leki i zmniejszałem dawki. Ponad dwa lata temu, kiedy latem wyjeżdżałem na wakacje, zapomniałem zabrać leki i… nic się nie działo, funkcjonowałem normalnie.
Po powrocie skonsultowałem się z moją psychiatrą, czy mogę nie brać leków. Mam dużą wiedzę, świadomość choroby CHAD i czynników wywołujących manię czy depresję, mimo to polegam na opinii mojej lekarki. Zgodziła się, abym odłożył leki, zachowując higienę snu, właściwego odżywiania i regeneracji po wysiłku. Po 50 latach palenia papierosów rzuciłem ten nałóg – mam nadzieję, że na zawsze. Od czterech lat nie palę.
Sezon trwa przez cały rok
Jak przygotowujesz się do sezonu? Pływasz na basenie, trenujesz na lądzie? Jaką inną aktywność fizyczną stosujesz dla zdrowia?
Zanim zaraziłem się na dobre całorocznym pływaniem, często chodziłem po górach i zawsze na koniec wędrówki wchodziłem do górskich potoków, żeby morsować, bo woda zwykle przez cały rok ma poniżej 10°C. Nie pływałem przez kilka kolejnych lat od debiutu z powodu nawracającej depresji wyganiającej mnie z zimnej wody. Gdy wróciłem do środowiska morsów, to dowiedziałem się, że kilka osób w naszym klubie pływa w cyklu Ice Cup Poland, nawet z sukcesami. Zdecydowałem się wrócić do zimowego pływania w lutym 2023 roku, debiutując na dystansie 500 m. Kiedy poznałem bliżej rodzinę zimowych pływaków na zawodach, bardzo spodobało mi się to środowisko pozytywnie zakręconych ludzi. Zanim zdecydowałem się na wydłużenie dystansu, pływałem treningowo coraz dłuższe odcinki i zdarzyło się, że eksperymentując w ten sposób, „odleciałem” za bardzo. Doświadczeni pływacy zimowi pomogli mi zrozumieć, co się stało, na grupie FB związanej z zimowym pływaniem.
Tak poznałem Mirelę, która wytłumaczyła mi, co się zdarzyło, gdy wydłużałem dystans i jak mój organizm zareagował. Po zakończeniu całego cyklu pucharowego zorientowałem się, że startując na koronnym dystansie 1 km, miałbym szansę stanąć na podium w grupie wiekowej 56+, mimo że koledzy w tej grupie są młodsi ode mnie o kilka, a nawet kilkanaście lat.
Droga do zimowego pływania – wyzwania, treningi i sukcesy
Postanowiłem poważnie potraktować sezon 2023/24, przygotowując się do startu na 1000 m. Na krytym basenie z trudem mieściłem się w limicie czasowym 25 min/km, który był wymagany na basenowych zawodach. Debiut na kilometr w Łodzi był udany – zmieściłem się w limicie czasowym, ale woda była ciepła, bo miała 11,5°C. W Świętochłowicach mocno mną pozamiatało przy temperaturze wody 0,6°C. Przepłynięcie 1000 m zajęło mi ponad 28 minut i potrzebowałem dłuższego czasu, aby po wymrożeniu mój umysł zrozumiał, co się ze mną stało. Gdy wróciłem do żywych, byłem przeszczęśliwy, że podołałem takiemu wyzwaniu. Patrzyłem z niedowierzaniem, jak kilka osób wchodziło tego dnia na swój trzeci kilometr w Trombo.


Moja droga do pływania kraulem
W październiku pierwszy raz w życiu podjąłem naukę pływania kraulem – u Krzysztofa Gajewskiego. Po Świętochłowicach poważnie wziąłem się za treningi, pilnując wskazówek technicznych, na które zwracał mi uwagę Krzysztof. Wiedziałem, że w Gdyni muszę zmieścić się w 25 min, żeby uniknąć dyskwalifikacji. Prawie się udało, bo osiągnąłem czas 25:09. Przymknęli oko na te 9 sekund i zostałem Bestią Bałtyku.
Pływanie zamiast nart
Pierwszy raz, odkąd nauczyłem się w wieku 55 lat jeździć na nartach, tak zaniedbałem sezon narciarski, stawiając na pływanie. W poprzednim sezonie jeździłem na nartach przez 51 dni, a w ubiegłym sezonie – zaledwie 18 razy i bez moich kochanych Alp. Zapisałem się na zawody w Ełku, ale zapomniałem je opłacić. Gdy się zorientowałem, było już za późno. Straciłem zatem szansę na zwycięstwo w mojej grupie wiekowej, gdyż na tych zawodach dawano duży bonus punktowy za arktyczną wodę. W Wolinie stanąłem na drugim miejscu podium w grupie wiekowej 56+ na zakończenie cyklu Ice Cup Poland. Zimowe pływanie skończyło się, ale nie było przerwą do następnego sezonu z pływaniem wpław i nie tylko.
Pływanie nie tylko zimą
Zimowi pływacy w większości decydują się na inne aktywności sportowe, kiedy jest cieplej. Tak – za namową – trafiłem do pływania na wodach otwartych. Latem przepłynąłem dwa razy po 3800 m na zawodach OW z cyklu Aqua Speed, następnie maraton 10 km z Sopotu do Gdyni i z powrotem, jednak zabrakło mi kilku minut do limitu czasowego z powodu błędów żywieniowych, więc po chwili popłynąłem jeszcze wokół mola. Przepłynąłem 10 km w nocy w Kopalni Wrocław – ponownie błędy żywieniowe znacznie wydłużyły moje pływanie. Później była Wisła z Tczewa do Zatoki Gdańskiej – 36 km w dwa dni. Koniec wakacji to słynny 24-kiloletrowy Gaston na Łabie.
Ratownik wodny – nowe wyzwanie
Między tym pływaniem po cichu zdałem w czerwcu egzamin państwowy na ratownika wodnego jako najstarszy na Śląsku, a może i w Polsce. Największym wyzwaniem było zaliczenie 400 m w 8 minut. Zrobiłem to, choć miesiąc przed egzaminem brakowało mi pół minuty do osiągnięcia tego czasu.
SUP – nowa pasja
Woda to dla mnie nieodłączna część aktywności przez cały rok. Zakochałem się w pływaniu na SUP-ach, zwłaszcza na rzekach, a górskich w szczególności. Po karkołomnej przeprawie SUP-em po rzece Soczi na Słowenii zapragnąłem zrobić kurs instruktora rekreacji SUP, który zdałem w październiku.
Przez te aktywności wodne znacznie ograniczyłem dłuższe wypady z sakwami na rowerze i trekkingi górskie. Jeszcze rok wcześniej przejechałem na rowerze z Tychów do Sopotu, by przepłynąć się wokół sopockiego mola. Wracałem przez Poznań i dalej pociągiem, bo nie zdążyłbym na spływ SUP-em Czarną Hańczą.
Sport, podróże i codzienność
Większość szczytów w Beskidach i Śnieżkę zdobyłem na bosaka, a zimą – w samych spodenkach. W ubiegłym roku z przyjaciółmi przeszliśmy w Gruzji 81 km dzikimi szlakami w pięć dni, niosąc na plecach namioty i jedzenie, odcięci od cywilizacji, na średniej wysokości 2,5 km przy temperaturze dochodzącej do 37°C. Na zakończenie wyprawy przeszliśmy przełęcz na wysokości 3,5 km w śniegu i z wiatrem wiejącym ponad 100 km/h.
Kiedy jestem w domu, to 3-4 razy w tygodniu pływam do południa na basenie, wieczorami 3 razy w tygodniu gram w siatkówkę na sali. Raz w tygodniu gram w tenisa stołowego. Jeden dzień mam luźny, więc staram się wówczas iść do kina lub teatru. Od kilku lat nie oglądam w ogóle telewizji, a i tak nie umiem wygospodarować czasu na przeczytanie kilku książek, które leżą na stole od roku.
Cel na ten sezon – Mistrzostwa Świata – zrealizowany!
W tym sezonie zimowym postanowiłem przygotować się do Mistrzostw Świata w pływaniu zimowym, które w styczniu odbyły się w Molveno. Częścią tych przygotowań był udział w zawodach pucharowych Ice Cup Poland. Ostatniego dnia listopada na Mistrzostwach Polski w Świętochłowicach przepłynąłem Trombo, czyli 3 razy po kilometrze z wejściami co dwie godziny – dwa razy stylem dowolnym i raz klasycznym, co jeszcze rok temu wydawało mi się całkowicie nierealnym wyzwaniem.
Patrząc na koleżankę i czterech kolegów, którzy płynęli Quattro, czyli czwarty kilometr na plecach, pomyślałem: „to już jest szaleństwo”! Jednak gdy się z tym przespałem, to pomyślałem, że mam rok, by nauczyć się pływać na plecach...
Pływanie i morsowanie – więcej niż sport
Zawody pływania i treningi to spotkania z ludźmi, okazja do budowania relacji… Jakie korzyści przynosi to w Twoim życiu?
Dzięki morsowaniu i pływaniu poznałem pewnego dnia zaproszonych do nas zapaleńców na SUP-ach i od razu zakochałem się w tym sporcie. Utworzyłem grupę „Morsujemy, bo chcemy” dla osób aktywnych, które zakończyły pracę zawodową oraz osób dysponujących czasem w środowe popołudnia. Ja robię trening pływacki, pozostali morsują.
Spotkania, przyjaźnie i nowe przygody
Po morsowaniu spotykamy się w pubie na zimowej herbatce albo grzańcu i opowiadamy, co u kogo się wydarzyło oraz jakie mamy plany spędzania czasu po zakończeniu sezonu w marcu. Do tej grupy trafiła na morsowanie podróżniczka, która zaprosiła mnie na kilka bardzo atrakcyjnych wypadów rowerowych z sakwami pod namiotami czy trekking w Gruzji. Spotykamy się również niekiedy na nartach w Szczyrku czy Wiśle, gdzie mamy godzinę drogi samochodem.
Od zeszłego sezonu przed morsowaniem jeździmy na łyżwach. Lodowisko znajduje się nieopodal naszego morsowiska i funkcjonuje od grudnia do marca. Bywa, że od wiosny zakładam rolki, na których nauczyłem się jeździć przed rokiem dzięki – wiadomo – morsom z mojej grupy.
Pływam w OW także dzięki namowie znajomych z zimowego pływania. Byłem tego lata na trzech przyjacielskich darmowych obozach pływackich. Poznałem na wypadzie narciarskim w Alpach osoby, które zachęciłem do morsowania, a w zamian dostałem coroczne zaproszenie na spływy kajakowe, na które od dwóch lat przybywam z SUP-em.


Pływanie – czy to jest mój kierunek?
Gdy mylisz o przyszłości, to oczami wyobraźni widzisz wodę? Jeśli tak, to dlaczego?
Na co dzień żyję tu i teraz, ale plany oraz cele na dalszą i bliższą przyszłość staram się realizować. Tej zimy postawiłem na pływanie, gdy dostałem powołanie do reprezentacji w pływaniu zimowym.
Plany na lato są duże, ale nie wiem, czy zdołam je zrealizować, gdyż mocno ucierpi mój budżet w związku z licznymi wyjazdami na zawody pucharowe i na Mistrzostwa Świata w Molveno. Chcę pojechać na Wisłę, by pokonać kolejny odcinek z ekipą zimowych pływaków.
Sportowe wyzwania i wodne marzenia
Gaston obowiązkowo, poza tym kilka spływów i zawodów na SUP-ie, w tym największy w Europie maraton Krumlov. Marzy mi się wyrównanie rachunków na maratonie sopockim i znaczna poprawa w zawodach nocnego pływania w Kopalni Wrocław.
We wrześniu marzy mi się kilka dni pływania u koleżanki na Islandii. Kolejne marzenie to Gdynia – Hel, a także Bosfor, ale to już bez znalezienia sponsora jest nierealne w nadchodzącym roku. Zostaje zawsze rower, którym można wszędzie dojechać niemal za darmo.
Może w takim razie jakiś triathlon w końcu bym zaczął na swoją 70-tkę, jak tylko nauczę się biegać.
Rozmawiał: Maciej Mazerant / Redaktor prowadzący AQUA SPEED magazyn
Zdjęcia: Archiwum prywatne Jana Szczepaniaka